Jak udało się Klaudii zrobić takie pośladki?
Metamorfoza Klaudii:
Aktywność fizyczna uszczęśliwiała mnie zawsze najbardziej. Udział w zawodach sportowych rozpoczęłam już w najmłodszych latach swojego życia i dzięki mojemu zapałowi i pasji, którą przekładałam na przygotowania, osiągałam swoje pierwsze sukcesy. Godnie reprezentowałam swoją miejscowość oraz szkoły, do których uczęszczałam, ale przede wszystkim czerpałam z tego masę radości, co budowało moją osobowość i wolę walki. Próbowałam swoich sił w wielu dziedzinach sportowych: siatkówka, piłka ręczna, piłka nożna, koszykówka (mimo niskiego wzrostu, mój spryt okazał się cenniejszą cechą), motocross (do 85 cm) oraz lekkoatletyka, której poświęciłam się najdłużej. Od kilku lat trwa moja przygoda profesjonalnych treningów wśród ciężarów i maszyn – na siłowni.
Pierwszego września tego roku minęły dokładnie dwa lata odkąd przekroczyłam próg siłowni, co najważniejsze: przekroczyłam go bardzo świadomie, nie po to żeby ze zwieszoną głową odbębnić godzinę i „coś tam” się spocić, tylko po to żeby zacząć zaliczać swoje wysoko postawione poprzeczki. Moje życie w tamtym okresie, wystawiane było na wiele prób, a sport zawsze był dla mnie lekarstwem na całe zło. Dostałam „ot tak” propozycję od mojego obecnego narzeczonego – Patryka Szydziaka, który właśnie w tamtym czasie wrócił z Londynu z prestiżowej szkoły trenerskiej Train Fitness, która umożliwiła mu dołączenie do elitarnej grupy trenerskiej Physique Elite, ramię w ramię z takimi sławami jak Kris Gethin, Neil Hill czy Maria Ahlberg.
Propozycja dotyczyła oddania się w jego trenerskie ręce i w przeciągu trzech miesięcy osiągnięcia wyznaczonego sylwetkowego celu. Oczywiście nie mogłam się nie zgodzić. Od dawna ciągnęło mnie na siłownię, ale na chęciach się kończyło – trudny okres w życiu stawał się dla mnie po prostu pustą wymówką, nagle: propozycja, profesjonalne treningi, ciężka praca, zmiana nawyków żywieniowych. Tak, tak, tak, pisałam się na to! Już na drugi dzień o godzinie 7:00 rozpoczęłam swoją przygodę z profesjonalnymi treningami. Zdecydowanie był to dla mnie niezapomniany krok naprzód, dzięki któremu znalazłam swoją ścieżkę i jestem teraz tu, gdzie jestem.
Treningi niosły ze sobą wiele wyrzeczeń. Trenowałam pięć razy w tygodniu (poniedziałek – piątek) z samego rana. Dokładnie o 7:00 już zaczynałam się rozgrzewać i zależnie od tego, jaką partię aktualnie ćwiczyłam, trening zajmował mi około 1.5-2 godz. Moim priorytetem były zdecydowanie nogi i pośladki, więc właśnie te partie mięśniowe ćwiczyłam dwa razy w tygodniu, zazwyczaj w poniedziałek i w piątek, jednak treningi się od siebie znacznie różniły. Poniedziałek – trening siłowy ze skupieniem się na zwiększaniu ciężaru oraz piramidzie powtórzeń (12, 10, 8 np), piątek natomiast trening siłowy z wykorzystaniem dużej ilości powtórzeń i mniejszego ciężaru plus ćwiczenia funkcjonalne na gumach, box, TRX, o ciężarze własnego ciała. Pozostałe dni to klatka+plecy, biceps+triceps, barki, oraz brzuch wplątany w trening innych partii, który robiłam mimo wszystko rzadko (raz na parę tygodni). Zostałam nauczona, że piękny brzuch to przede wszystkim zdrowe, regularne odżywianie, ale także poprawność techniczna wykonywania wszystkich ćwiczeń, przy których mięśnie brzucha i tak pracowały. Moje treningi urozmaicały również sesje sprintów na rowerku, bieżni, wioślarzu oraz orbitreku. Szczerze? NIENAWIDZIŁAM TEGO!!! Pomimo, iż w przeszłości startowałam w zawodach, gdzie biegałam na 100 m i 200 m, po prostu tego nie cierpiałam i za każdym razem była to dla mnie „kropka nad i” każdego treningu.
Dzisiaj… z perspektywy czasu czuję jak dużo mi dało zawalczenie (bo tak mogę nazwać każdy trening) z samą sobą, kiedy ciało odmawiało posłuszeństwa, a podświadomość podpowiadała, żeby się nie poddawać. Pozostałe trzy dni treningowe (wtorek, środa, czwartek) opierały się konkretnie na metodzie treningowej DTP (Kris Gethin). Moje nawyki żywieniowe zostały radykalnie zmienione, gdyż pomimo faktu, że całe swoje życie uprawiałam przepiękny pełny wachlarz dyscyplin sportowych, nie przywiązywałam zbyt dużej uwagi do tego, ILE jem i JAK jem. Kuchnia z dnia na dzień stała się dla mnie miejscem przyjemnego spędzania czasu (wcześniej było to nie do pomyślenia), widziałam przede wszystkim efekty po wprowadzeniu takich zmian w swoje życie, dlatego myślę, że tak bardzo w to chciałam brnąć.
Moja dieta w dni treningowe składała się z 5 posiłków dziennie z wyższą kalorycznością, a w dni nietreningowe kalorie były obniżane ze względu na mniejsze zapotrzebowanie. Raz w tygodniu (za pozwoleniem trenera-narzeczonego 😉 ) moją dietę urozmaicał Cheat Meal (oszukany posiłek). Trzy miesiące były dopięte od A – Z i każdy dzień, dosłownie każdy, został wypracowany tak, jak było to odgórnie zaplanowane.
Co działo się po tych ciężkich trzech miesiącach? Swoją przemianę kontynuuję nadal. Dzięki szansie, która została mi rzucona (dziękuję Patryk, moje kochanie! a wcześniej „Ty tyranie!” 😛 Tak nas pasja połączyła na amen właśnie 😉 ) zdobyłam coś bardzo cennego, zdobyłam miłość bezgraniczną do pasji, którą owszem, wcześniej posiadałam, jednak nauczyłam się walczyć ze swoimi słabościami, dzięki czemu dojrzałam głębię, jaką niesie za sobą taki „głupi trening”. Nie zauważycie tego na zdjęciach porównujących moją sylwetkę, na super fotce w lustrze z siłowni czy na selfie ze spoconym czołem, ale uwierzcie, że największa zmiana zaszła głęboko we mnie, w moim podejściu do samej siebie, do otoczenia, do świata.
Teraz jestem trenerką na poziomie „Master Personal Trainer”, dietetykiem sportowym, a nawet ambasadorką TREC’a. Otworzyłam ze swoim Trenerem-Narzeczonym własne Studio do treningów personalnych, pracuję z masą przeróżnych ludzi i tak strasznie cieszę się, że NIGDY SIĘ NIE PODDAŁAM i pracowałam ciężko na znalezienie się w miejscu, w jakim jestem teraz, a co najważniejsze jak już wspomniałam wyżej: swoją przemianę kontynuuję!
Moje doświadczenie w pracy Trenera nie jest małe, choć ciągle chcę się rozwijać w tym kierunku. Zaświadczenia, które upoważniają mnie do pracy z człowiekiem to jedno, wiedza, która bierze się z doświadczenia jest dla mnie o wiele cenniejsza!
Klaudia Bembenik: certyfikowany trener na poziomie „Master Personal Trainer”, certyfikowany dietetyk z ukierunkowaniem na dietetykę sportową, certyfikowany specjalista z żywienia kobiet w ciąży oraz dzieci, licencjonowany instruktor Kettlebell’s oraz TRX, ambasadorka TREC NUTRITION oraz fitness modelka.
Brak komentarzy